"Dobry człowiek, nasz radomski męczennik, zabity ksiądz, który ma pomnik w Radomiu" - tak najczęściej odpowiadali przechodnie, zapytani o to jak kojarzy im się ks. Roman Kotlarz. Proboszcz parafii w podradomskim Pelagowie, który w czerwcu 1976 roku najpierw błogosławił a potem szedł razem z protestującymi robotnikami - jak ustaliły przynajmniej trzy śledztwa - zmarł po brutalnych pobiciach przez bezpiekę w sierpniu 1976 roku. Dotąd nikt ze sprawców pobić nie był skazany przez sąd. Losy kapłana nadal budzą zainteresowanie badaczy. Radomscy historycy odnajdują nowe dokumenty. Ciekawostką jest odnaleziony niedawno pamiętnik księdza. - Dla mnie największym odkryciem było to jak ważna była dla niego posługa chorym w szpitalu w Krychnowicach. Są tam oddziały psychiatryczne, gdzie praca jest bardzo ciężka. Jednak ksiądz służył chorym i personelowi z wszystkich oddziałów. Z pamiętnika dowiadujemy się jak ważna była dla niego ta praca i jak wiele czasu mu zajmowała. Sam miał problemy ze zdrowiem i lepiej rozumiał osoby chore - mówił ks. Szczepan Kowalik, współautor książki "Śmierć nieosądzona". Historycy badający tę sprawę dotarli do wielu dokumentów z archiwów państwowych i kościelnych. Publikują relacje światków. Arkadiusz Kutkowski, współautor książki przypomniał, że bardzo ważne było społeczne śledztwo jakie podjęli jeszcze w czasach PRL działacze Komitetu Obrony Robotników. - To dzięki nim się tu dziś spotykamy - powiedział podczas promocji w Pelagowie, parafii gdzie pracował ksiądz Kotlarz.
W sprawie wciąż pojawiają się nowe wątki, które stawiają nowe pytania. Jak wyjawił dr Szczepan Kowalik , jednym z nich są badania z udziałem trudnej młodzieży prowadzone wówczas w szpitalu w Krychnowicach. Historycy poszukują też kolejnych światków, którzy mogą podzielić się wiedzą na temat śmierci księdza.