Dozowniki z płynem dezynfekującym przy drzwiach i lista, na którą obowiązkowo muszą się wpisać osoby, wchodzące do placówki, a nie będące uczniami lub pracownikami szkoły - to częsty obrazek nie tylko w radomskich szkołach. - Zasadniczo może przyjść każdy, kto ma w szkole do załatwienia ważną sprawę i wcześniej umówi się na spotkanie - wyjaśnia dyrektor VI LO Romuald Lis. Dodaje, że w szkole wdrożone zostały zalecenia Ministerstwa Zdrowia. Oprócz dozowników jest też izolatka, dla osób które miałyby objawy sugerujące zakażenie koronawirusem, dozowniki z płynem dezynfekującym na korytarzach, w sekretariacie również. Każda klasa ma zajęcia w swojej sali. Uczniów prawie nie widać na korytarzach. Czasami przemykają nimi tylko nauczyciele. Mimo tych obostrzeń w tej szkole mało kto marzy o powrocie do pracy zdalnej. Jak zapewnia Adrian Szary polonista z VI LO w Radomiu, nauczanie zdalne nie zastąpi spotkania z uczniem w klasie. - Oczywiście jest to sytuacja trudna. Niekomfortowo mówi się w maskach czy przyłbicach, ale wszyscy zdajemy sobie sprawę, że jest to konieczne. Myślę, że powoli zaczyna nam to wchodzić w nawyk. Zaczynając lekcje zakładamy maseczki lub przyłbice i rękawiczki. Dezynfekujemy ręce. To wszystko zaczyna być już takim stałym rytuałem - dodaje Adrian Szary.
Z powrotu do stacjonarnego nauczania zadowoleni są też uczniowie. Jak przyznają w poprzednim semestrze, gdy lekcje odbywały się on - line najtrudniejsze były nie problemy techniczne ale brak możliwości spotkania w realnym świecie. Teraz sytuacja się zmieniła - w opinii wielu nastolatków na lepsze. - Musimy nosić maseczki. Trudno się w nich oddycha. Klasy są wietrzone po każdych zajęciach i to nieco ułatwia oddychanie. Oczywiście nie możemy się dzielić jedzeniem ani przytulać, ale możemy przebywać ze sobą i mieć bezpośredni kontakt z nauczycielem co jest bardzo potrzebne, zwłaszcza w klasie maturalnej - przyznaje Ada, uczennica trzeciej klasy.