Choć produkcja nie została przerwana, to branża spożywcza, podobnie jak i inne działy gospodarki, poczuła skutki kryzysu gospodarczego spowodowanego pandemią.
- Po pierwsze musieliśmy zaostrzyć środki ostrożności w zakładzie. Wprowadziliśmy godzinną przerwę pomiędzy zmianami pracowników. Musieliśmy rozdzielić pracowników, aby ci którzy są na zakładzie nie spotykali się z pracownikami biurowymi - mówi prezes firmy Leszek Figarski. - Mamy ograniczony kontakt, jeżeli chodzi o kontakty handlowe, również kontakty z naszymi dostawcami. Wydłużone zostały godziny pracy, co zwiększyło koszty produkcji. Część odbiorców, która zaopatrywała część restauracji i gastronomii zmniejszyła swoje zamówienie.
Do tej pory w zakładzie nie było zachorowań. Tylko trzech pracowników było na kwarantannie, ale i tu jesienny wzrost zachorowań budzi duże obawy. W zakładzie pracuje prawie 150 osób.
- Obawy są ogromne. Gdyby któryś z naszych pracowników zachorował i mielibyśmy problemy z załogą to ze względu na specyfikę naszego zakładu mielibyśmy problemy z produkcją - przyznaje Leszek Figarski.